13 grudnia 2022r. zmarł Mirosław Hermaszewski, pierwszy i jak dotąd jedyny Polak, który odbył lot kosmiczny. Miał 81 lat, zmarł w poniedziałek w jednym z warszawskich szpitali. Mirosław Hermaszewski urodził się 15 września 1941 roku w Lipnikach na Wołyniu, w czerwcu 1978 odbył lot w kosmos.
Zachowały się zdjęcia pomordowanych w Lipnikach. Leżały tam także dzieci, takie jak ja.
Jako 1,5 roczne dziecko cudem przeżył rzeź wołyńską. W marcu 1943 roku Ukraińcy postrzelili jego matkę, która niosła go na rękach.
Poniżej zacytowane fragmenty obszernego wywiadu z Generałem dotyczącego ludobójstwa na Wołyniu, zatrważającej historii z Jego życia, pochodzący z artykułu NaTemat (LINK do źródła):
Mama każdemu dziecku – a miałem sześcioro rodzeństwa – przygotowała już zawczasu tobołek z najpotrzebniejszymi rzeczami na wypadek konieczności ucieczki. Dzieci otrzymały instruktaż, aby w razie ucieczki kierować się do lasu. Dwa tygodnie spaliśmy w gotowości w ubraniach, ale kiedy pojawiła się piękna księżycowa noc, mama powiedziała, że nie powinno się nic złego zdarzyć. Mama nas rozebrała, umyła, przebrała w koszule. Ledwie usnęliśmy i zaczęła się potworna strzelanina.
Jak przebiegała akcja UPA?
Napastnicy okrążyli wieś, otworzyli ogień z karabinów maszynowych; używano też zapalających kul. Domy był kryte strzechą lub gontem. Szybko stawały w ogniu. Wtedy banderowcy przystąpili do szturmu i rozpoczęli systematyczną rzeź.
W pierwszej fali szli uzbrojeni w broń palną, tuż za nimi pospolite ruszenie – z kosami, widłami i siekierami, potem okoliczni mieszkańcy, którzy grabili majątek. Mama pozrywała dzieci z łóżek, posadziła przy piecu i przykryła pierzynami. Wierzono wtedy, że kule nie przelecą przez pierze.

Nagle wpadł tata z karabinem, kazał mamie uciekać. Sam wyskoczył bronić wsi. Wszyscy zaczęli uciekać, w różnych kierunkach. Mama ze mną na plecach, aż na drodze stanęło trzech banderowców. Nie zareagowała na rozkaz zatrzymania się, kule świstały. Jeden z oprawców dogonił mamę i z bliska strzelił w głowę. Kula przeleciała koło skroni, rozerwała ucho. Mama upadła nieprzytomna. Pojawiło się dużo krwi, banderowcy uwierzyli, że zabili.
Często zdarzało się, że oprawcy zabijali wszystkich, nawet małe dzieci. Panu się udało.
Gdy wypadałem z rąk postrzelonej mamy, nie zauważyli mnie. Albo przykryła mnie własnym ciałem, albo wpadłem w zaśnieżone zarośla.
Co dalej stało się z Pana mamą?
Kiedy odzyskała przytomność, będąc jeszcze w ogromnym szoku, zerwała się i zaczęła uciekać. W sąsiedniej wiosce zajęły się nią znajome Ukrainki. Przemyły ranę, dały okrycie, kubek mleka. Wtedy spostrzegła, że nie ma przy sobie dziecka. W szoku chciała wracać, ale siłą ją zatrzymano.
Rozpacz matki była nie do opisania. Rano tata z moim starszym bratem Władysławem poszli szukać poległych. Naliczyli 18 zabitych z całej rodziny – Hermaszewskich i Bielawskich. Szczęśliwie wszyscy z rodzeństwa przeżyli. Zginął dziadek, który ufny w przyjaźń z Ukraińcami nawet nie chciał uciekał, bo nie wierzył, że mu zrobią coś złego. Przypłacił to siedmioma uderzeniami bagnetu w pierś.
Na wojnie ludzie giną, ale jeżeli dochodzi do eksterminacji ludności tak, jak stoją – od niemowlęcia do starca – i to w sposób, aby zadać jak najwięcej cierpień, to jak to inaczej nazwać? Tym bardziej, nie robiono tego pod wpływem emocji, ale kierownictwo UPA wydawało precyzyjne rozkazy, jak eliminować polską ludność. Tę treść można zawrzeć w trzech punktach: wyrżnąć Polaków, domy spalić, dobytek zabrać.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nasz Sejm przyjął uchwałę, jakoby w imię jakich racji uznano, że rzeź wołyńska była tylko czystką o znamionach ludobójstwa. Napastnicy pastwili się nad kobietami, cięli piłami, odrąbywali ręce, wbijali gwoździe w głowy. To się nie mieści w jakichkolwiek kanonach współżycia między ludźmi.
Zachowały się zdjęcia pomordowanych w Lipnikach. Leżały tam także dzieci, takie jak ja.
Czy widzi Pan szansę na pojednanie polsko-ukraińskie? Co powinno się stać, aby takowe osiągnąć?
Nadzieję trzeba mieć zawsze, ale obawiam się, że w tym układzie politycznym nie ma co liczyć na zdecydowanie postępowanie w tej sprawie. Nasi politycy co prawda na Ukrainę jeżdżą, wygłaszają tam płomienne przemówienia, ale za ich plecami powiewają banderowskie flagi. Czy oni ich nie widzą?
Ale jak do tej prawdy dojść?
Wiele zależy od chęci pojednania, ale trzeba przyznać się do rzeczy strasznych. Musi to mieć odzwierciedlenie w wychowaniu i nauczaniu młodzieży. Historycy muszą podać fakty – w imię przyszłości. Tak, jak było w przypadku naszych stosunków z Niemcami.
W interesie Polaków leży niepodległa Ukraina, czyż nie?
Oczywiście. Ale nie można budować relacji z tym krajem kosztem stosunków z Rosją, które mocno się pogorszyły. To wina polityków.
A nie dostrzega Pan niebezpieczeństwa w związku z rozwojem nacjonalizmu rosyjskiego?
Nacjonalizm jest zjawiskiem bardzo niebezpiecznym, bez względu na to, w jakim kraju się pojawia. Tym gorzej dla nas, jeśli się pojawia w państwie sąsiednim. Znam bardzo wielu Rosjan z różnych środowisk społecznych – oni nie podzielają obecnej polityki Kremla.

Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz przyznał właśnie, że Polska nie potępi razem z Rosją ukraińskiego nacjonalizmu, bo kraj ten – jak tłumaczył – okupuje część Ukrainy. Słowem: oba kraje nie potępią wspólnie UPA. Co Pan na to?
Pozostawiam bez komentarza.
Ma Pan nadzieję, że ukraińskie pomniki UPA kiedyś znikną?
Niech one znikną najpierw z Polski.

Cały artykuł dostępny pod linkiem: https://natemat.pl/138643,miroslaw-hermaszewski-wywiad